Trudna miłość

 







    

    Myślałam, że miłość jest przyjemna i prosta. Sądziłam, że jest ona możliwa tylko wtedy, gdy każda ze stron coś dostaje. Wierzyłam, że miłość nie pozostawia miejsca na zranienia. Chciałam by była idealnie kojąca. Jakże się bardzo myliłam. Miłość, o której marzyłam jest jedynie ludzką miłością, która nie istnieje. Jest jedynie transakcją, handlem, który działa dopóki jest przepływ w obie strony. Boża miłość nigdy nie ustaje. Nawet gdy odejdziemy od Boga, Jego łaska i miłość nigdy się nie skończy. Jest tak, bo On pragnie jedynie dawać. Jego miłość jest bezinteresowna, nieoczekująca niczego w zamian. Jest po prostu idealna, wręcz utopijna. Choć utopia jest nieosiągalna, to Boża miłość w swej doskonałości jest w zasięgu naszego serca. 

    Relacja z moją mamą od zawsze była trudna. Właściwie nie pamiętam ani jednego momentu, w którym byśmy czuły się naprawdę dobrze ze sobą. Nie miałyśmy wspólnej płaszczyzny porozumienia ani nawet podobnej wrażliwości. Nic nie pomagało w budowaniu naszej relacji. Właściwie każda próba odbudowania tego, co zostało zniszczone kończyła się jeszcze większą klęską. Po wielu latach starań nie było czego zbierać. W jakąkolwiek stronę bym nie poszła, dookoła nie było nic prócz pyłu i ruin. Nie znosiłam tego miejsca, bo rozdrapywało stare rany, które się jeszcze nie zagoiły. Pragnęłam porzucić to miejsce i już nigdy do niego nie wracać. Było tam zbyt wiele bólu i cierpienia, a ja chciałam być w końcu szczęśliwa. Czułam się jak w potrzasku, bo ciężko jest porzucić własną matkę. Skreślenie naszej relacji raz na zawsze było ostatnią rzeczą, której bym dla nas pragnęła, bo wiedziałam, że moja decyzja może zaważyć o tym czy moja mama zostanie zbawiona czy też nie. Nie wybaczyłabym sobie gdyby przez mój egoizm nie poznała Boga. Musiałam podjąć mniej drastyczną decyzję. 

    Modląc się, pytałam Boga o to, co powinnam zrobić by ochronić nas obie przed kolejnymi zranieniami. Wiedziałam, że bez Niego nie damy rady żyć ze sobą, bo każda próba zbliżenia się do siebie kończy się dramatem. W bezradności rozłożyłam ręce, ufając Bogu, że On wie jak naprawić tę relację. Odpowiedzią Boga był dystans, który miał zabliźnić wszystkie rany i nauczyć mnie kochać na nowo. Dystans okazał się złotym środkiem dla mnie i dla mamy, jednak nie byłam wystarczająco czujna i zamiast stawiać granice dla naszego dobra ponownie się do siebie zbliżyłyśmy, lecz na tamten czas nie byłyśmy na to gotowe. Zranienia były jeszcze większe i dotkliwe do tego stopnia, że tym razem wiedziałam, iż kolejnej próby naprawienia naszej relacji nie będzie. Byłam zmęczona walką o nas i nie chciałam kolejnych zranień. Właśnie wtedy Bóg powiedział "spal ten most, by później na nowo go odbudować". Poczułam ogromną ulgę. Przyzwolenie na odpuszczenie w tej nierównej batalii było moją wolnością. W końcu odzyskałam równowagę. Bez strachu mogłam stanąć w prawdzie i mówić to, co myślę, nie tłumiąc w sobie emocji. Zrozumiałam, że jestem wolna wtedy gdy nie muszę kłamać. Było to niesamowicie ożywcze uczucie. Odnalazłam swój spokój w innym mieście. Gdańsk jest miastem, który pozwala mi być sobą, bo spokój jest tam gdzie jestem ja. Kocham to miasto.

   Wierzę, że w odpowiednim czasie Bóg pozwoli nam odbudować zburzony most na nowo. Mama zapragnie Boga na serio, a On uwrażliwi jej serce w niesamowity sposób. Dziś niewiele nas łączy.  Nie budujemy bliskiej relacji, lecz mimo wszystko staram się otulać mamę troską i czułością. Chcę, aby dostrzegła, iż miłość ma wiele twarzy i że tam gdzie trudno o nią, a jednak ona się pojawia to znak prawdziwej, dojrzałej miłości. Pragnę trwać w tej miłości do mojej mamy. Wiele się zmienia w naszym życiu. Bóg postawił nas w miejsce autorytetu i odważnie z miłością chronimy naszej rodziny. Przed nami jeszcze długa droga, lecz dostrzegamy owoce pracy z Bogiem. Bóg nie tylko przemienia mamy serce, ale również i moje. Tak czuję. Uczy mnie kochać. Kochać pomimo trudności. Choć miłość kojarzyła mi się jedynie z miłym uczuciem, dziś wiem, że taka miłość nie ma nic wspólnego z prawdziwą, dojrzałą miłością. Prawdziwa miłość w swej dojrzałości kocha pomimo trudności. Bóg w słabościach dostrzega ogromny potencjał. Wszędzie tam gdzie jest trudno i ciężko wylewa swą łaskę, by było lżej. Trudna miłość to miłość prawdziwa, bo to decyzja. Decyzja podjęta raz na zawsze, by nosić trud drugiej osoby wraz z nią. To piękna miłość, która przemienia serce i uczy cierpliwości, bo miłość jest wyczekiwaniem na dobro. Cierpliwość bez miłości nie istnieje i miłość bez cierpliwości także nie istnieje. Cóż więc nam pozostaje na tym świecie jak tylko cierpliwie trwać w miłości, bo ona jest jedyną nadzieją na jakiekolwiek dobro.

    

  

    









Komentarze

Popularne posty