Nie jesteś samotną wyspą


 
  
    Gdyby ktoś zapytał mnie, czy jestem szczęśliwa będąc "kurą domową"? Odparłabym, że jest to spełnienie moich marzeń. Naprawdę tak jest. Kocham to i za nic w świecie nie porzuciłabym tej roli dla żadnej innej, bo jestem okrętem, płynącym w kierunku nadziei.
  Choć moje serce skrywało wiele wizji na przyszłość to jedna z nich była perłą na tle pozostałych. Prawda o życiu zafascynowała mnie do tego stopnia, że zapragnęłam nie tylko uczestniczyć w tym doskonałym planie Boga, ale pomóc Mu tworzyć kolejne piękne rzeczy w oparciu o Bożą tożsamość. Patrzenie na świat Bożymi oczami zmieniło moją perspektywę. Nadało tożsamość, bez której tak trudno jest żyć. Bóg opowiedział mi prawdę o mnie. Teraz ja tę prawdę pragnę przekazać Tobie i moim dzieciom.
    Wbrew temu co usłyszałam na swój temat, wewnętrzny głos utwierdzał mnie, że to wszystko to jedynie złudzenie. Rzeczywistość, w której kiedyś żyłam nie była moją rzeczywistością, a próbą oszukania mnie, abym uznała ją za prawdę o sobie i w niej pozostała. To był trudny czas. Pełen frustracji, upadków i zagubienia. Czułam się jak na samotnej wyspie, na której byłam tylko ja, a wokół tej wyspy krążył wygłodniały rekin. Chciał mnie pożreć, czekając na moment mojej słabości. Nawet jeśli powierzchnia wody wydawała się spokojna, wiedziałam że on tam był. Rekin ludojad. Czaił się pod powierzchnią. Czujny i bezsenny. Ginęłam zmiażdżona jego zębami. Rozszarpywał mnie i wypluwał z niechęcią, aby mnie upokorzyć. Przedtem zawsze zdążyłam zauważyć, że potwór ma moje niebieskie oczy. Kiedy wypływał, by mnie pożreć, nasze oblicza sklejały się w jedno obmierzłe. Czułam wtedy wstręt do samej siebie, bo zrozumiałam, że to ja decyduję o własnej śmierci. Kat i ofiara w jednym. Po każdej tragicznej egzekucji nastawała głucha cisza. To był ten moment, w którym głos Boży mógł się przedrzeć przez kłamstwa w mojej głowie. Mówił mi, że jestem niezwykłą kobietą. Stworzoną by zwyciężać, bo moje imię niesie zwycięstwo. Patrząc na to wszystko wokół mnie nie dostrzegałam zwycięstwa, a jedynie upadek za upadkiem. Moim imieniem nie powinno być zwycięstwo a porażka. Tak wtedy o sobie myślałam. Musiałam dokonać wyboru, uznając porażkę za prawdę o mnie i czekać na śmierć bądź uwierzyć w rzeczywistość, której nie widziałam i zaufać, że jest ona szansą na nowe życie. Wybór był prosty.
    Porzuciłam dotychczasowe życie. Stanęłam przed Bogiem jako nikt, bo nic już nie miałam. Nie chciałam nic mieć, bo wszystko było jedynie marnością. Oddałam to Bogu, by nadał mi nową tożsamość i opowiedział kim tak naprawdę jestem. To było moje jedyne pragnienie, dowiedzieć się jak widzi mnie Bóg. Ostania nadzieja na lepsze życie okazała się słuszna. Była prawdą o mnie. Usłyszałam, że jestem dzielną kobietą, której wartość przewyższa perły. " Jesteś stworzona, aby budować i z uśmiechem na twarzy patrzeć w przyszłość. Dzielna kobieta gdy otwiera usta, mówi mądrze, a jej język wypowiada dobre rady. Taka jesteś Wiktorio. Mądrość kobiet buduje ich dom, lecz głupie własnoręcznie go burzą. Widzę Cię jako dzielną kobietę."
    Po takich słowach z nadzieją patrzę w przyszłość i wiem, że nie jestem samotną wyspą. Mój Bóg zawsze jest ze mną. Kiedy nadchodzi burza i gubię północ On zawsze nadaję memu życiu kierunek. Na wyspie jesteśmy razem by móc przetrwać, zmieniającą się pogodę. Dziś wiem, że po burzy wychodzi piękne słońce, dlatego ze spokojem przemierzam wzburzone morze. Wiem, że On jest i zawsze będzie przy mnie. Jest schronieniem dla mojej rodziny.
 Bycie mamą jest fascynujące. Kocham ten zawód. Jestem menadżerem do spraw życiowych i przyznam, że czuję się świetnie w tej roli. W końcu jestem na swoim miejscu. Dobrze mi tu. Od kiedy pamiętam moim marzeniem było bycie w domu z dziećmi. Udało się. Spełniam się w domu jako kobieta, żona i matka, bo wiem kim jestem w Bogu. To pozwala mi cieszyć się każdym dniem i inspiruje do budowania przyszłości. Odkąd urodził się nasz syn jestem innym człowiekiem. On wyciąga ze mnie wszystko, co najlepsze. Samuel sprawia, że łagodnieję. Lubię siebie właśnie taką. Łagodą.
     Rodzina jest jak ogród. Nieustannie trzeba go podlewać i dbać o niego. Inaczej zarośnie chwastami i stanie się niechciany. Każdy w tym ogrodzie ma swoją rolę, dopełniamy i uczymy się od siebie nawzajem jak być lepszym człowiekiem. Miłość wydobywa z nas dobro. Bóg jest twórcą naszego ogrodu i to On nim kieruje. My podlewamy go wodą życia i tworzymy według bożej woli. Nasz ogród wydaje dobre owoce, bo prawda o życiu budzi w nas pragnienie budowania przyszłości.

 
    
    

 





 




    

Komentarze

Popularne posty